poniedziałek, 29 października 2007

środa, 17 października 2007

You inspired me!

Dear Bozenka. Twój telefon naprawdę zachęcił mnie do pracy. So thank you very much darling:) I hope you are ( still!!!) going to come to Poland! Jeszcze raz dziękuję, szkoda, ze jestes tak daleko, moje rodzeństwo tez Cię pozdrawia ( mam nadzieję, ze T, K, i D przeczytają tego posta i dołaczą pozdrowienia w komentarzach)!

Czasami nie rozumiemy niektórych rzeczy, a nagle mamy takie "zbiegi okoliczności", ze jesteśmy pewni, ze ktos u góry maczał w tym palce. I całe szczęście, sami nic nie jestesmy w stanie zrobic. Tylko frustracja i nuda A tak życie jest ciekawsze!!!!!!! W ostatnim momencie, najczarniejszej chwili nagle pojawia się droga. Trzeba zaufać i iść ... And before you hit the door God will open it!

wtorek, 16 października 2007

Pare fotek ze szkoly:P

wrzucam pare fotek z dnia nauczyciela;) pozdrowka;)






Tylko sie nie smiac:>

niedziela, 14 października 2007

Dziękuję

Nie mogę wszystkim podziękować więc tak szybciutko na blogu w kolejności mej pamieci zawodnej. Madziu, kochana moja przyjaciółko. Dziękuję za wszystko, Ty zawsze pamiętasz!!!:) Mojemu rodzeństwo, Poo dziękuję, ze do mnie wpadłaś, to był kawałek drogi, tylko z Tobą mogę chodzić do Złotego Smoka:) Za pezenciki dzięki Tobie o rodzicom:) Tomuś, ale mnie zaskoczyłeś, cała ta akcja z kwiatami... jak to zrobiłeś siedząc w Anglii? Dziękuję raz jeszcze. Chłopakom ze zboru, za to jak pomogli w tajnym planie mojego braciszka. Dziekuję wszystkim za życzenia!
Pozdrawiam ciepło!

środa, 3 października 2007

Southampton first week

Dominika, ja i Monika w Hotelu Agryle Lodge


Nasz piękny domek

Budynek mojego wydziału ECS

Przed Uniwersytetem w Southampton

Mój pokój - biurko

Mój pokój - szafa :P

Moje wieeelkie jednoosobowe łóżko :)

Podróż 22-23.09.2007
Wyjechaliśmy w sobotę o 19.00 autobusem opóźnionym o godzinę. Zapłaciłem 30 zł za dodatkowy bagaż, gitarę wzięli mi gratis. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych. Wykupiono wszystkie bilety na ten dzień, więc każdy miał obok siebie sąsiada. Niby fajnie bo można było sobie porozmawiać (chociaż mój sąsiad do rozmownych nie należał), za to noc była okropna. Pozycja półleżąca nie należy do najprzyjemniejszych. Ale mam to już za sobą. We Francji przed Eurotunelem mieliśmy dokładną kontrolę, a póżniej narzekaliśmy już tylko na korki w Londynie. W Southampton byliśmy o 17.00 (23.09.07). Wysiadłem z dwiema wielkimi walizkami i gitarą. ciężko było się z tym poruszać samemu. Tak sobie stałem i modliłem się w myślach, że ktoś zobaczy jak się męczę, się zlituje i mnie podwiezie. Była to dziewczyna z autobusu. Czekała na swojego chłopaka, powiedziała żebym z nią poczekał i mnie podwiezie. „Z uprzejmości nie chciałem odmawiać” :P Po rejestracji w Hotelu poszedłem po dziewczyny na Coach Stadion. Troche pobłądziłem zanim to znalazłem, ale udało się. O 19.00 byliśmy już wszyscy w Hotelu przemoczeni, zmęczeni, i marzyliśmy tylko o pójściu spać.

Dzien 2 24.09.2007

To był długi dzień. Pobudka 7.00 rano. Na śniadanie full english breakfast, czyli różne kombinacje tostów, jajek i bekonu. Na uczelnie pojechaliśmy Uniwersyteckim Autobusem (u1). Ale tylko fajnie brzmi, trzeba było za niego zapłacić. Kupiliśmy całodniowe bilety, z których w sumie korzystaliśmy tylko raz (1 funt w plecy). Na uczelni przywitała nas Juli i jakiś Francus, który mówił po angielsku. Pomogli nam przy enrolingu i szukaniu mieszkania. Nawet dzwonili za nas do właścicieli mieszkań. Ofert było okropnie mało. Większość już nieaktualna, ale trafiło nam się kilka całkiem fajnych. Z których ostatnia wydała się być najlepsza. Wielki dom, całkowicie wyposażony, ogromne pokoje (większe niż mam w Polsce). Cena też bardzo dobra bo jedyne 1500 złotych miesięcznie (56 funtow tygodniowo to najlepsza oferta jaką znaleźliśmy). Gdy powiedzieliśmy, że bierzemy przyszła druga ekipa również zdecydowana na ten dom, ale cóż prawo dżungli. Kto pierwszy ten lepszy. Właściciel odwiózł nas do Hotelu (nie dlatego, ze taki miły, tylko w Hotelu mieliśmy pieniądze na depozyt). I tak skończył się nasz długi dzień. Cały czas modliłem się żebyśmy coś znaleźli taniego i dobrego i dzięki Bogu jest nawet więcej. Dziewczyny mówią, że mieliśmy farta ale ja wiem, że to Boża pomoc. Na szukanie mieszkania poświęciliśmy tylko 10 godzin.

Dzień 3 25/09/07 „Francuzi”
O !0.00 rano czekał na nas Mr Hazel (ojciec właściciela), ze swoją Hondą, do której władowaliśmy nasze wszystkie bagaże. Bardzo miło z jego strony, że poświęcił swój czas, żeby nas podwieźć. Do kompletu brakowało nam jedynie jedenj osoby. Mieszkanie było 4 osobowe. Na początku chętna była Elido (francuska), ale chciała obejrzeć jeszcze kilka domów i najwyraźniej jej się nie spieszyło. Poszliśmy na uczelnie i czatowaliśmy na kogoś kto byłby sam i szukałby mieszkania na gwałt. I zjawił się kolejny francuz. Nie jaki Xavier. Chłopak w moim wieku student prawa. Miał śmieszny akcent. Zobaczył mieszkanie i mu się spodobało. Nie udało mi się założyć konta bankowego, nie znalazłem pracy. Koordynator d.s. Erasmusów powiedział nam, że my nie przyjechaliśmy tu do pracy, tylko na studia i wymagają od nas nauki 40 godzin w tygodniu, więc nie ma kiedy pracować. Troche mnie to dobiło, ale muszę gdzieś pracować żeby przeżyć. Bo stypendium nie starczy mi nawet do grudnia. Musieliśmy zapłacić depozyt 300 funtów, najbliższy czynsz 280 funtów będzie do zapłacenia 1 października, a jeszcze coś trzeba jeść.

Dzien 4 26/09/07 „Opening programme”
Program dla studentow Erasmusa, to nic innego jak oficjalne przywitanie przez wszystkie wazne osoby na uczelni i przedstawienie osob, które mogą nam pomóc. Jeszcze kilka dni temu myślałem, że Juli z Accomodation Service mówiła niewyraźnie, ale teraz wiem, że mówiła bardzo dobrze, bo można gorzej, a przewodnicząca parlamentu studenckiego pokazała jak to robić. Chodziliśmy tu i tam, poszliśmy założyć konto w banku (to potrwa jakieś 2 tygodnie)i w końcu odwiedziliśmy naszego osobistego tutora. Rozmawialiśmy z nim chyba z 2 godziny. Bardzo sympatyczny człowiek :) Mówił bardzo dużo o przedmiotach i zaliczeniach i o tym, żebyśmy nie szli do pracy. I to mnie najbardziej dziwi. Nie mamy pieniędzy, żeby zapłacic za czynsz, nie mamy pieniędzy na jedzenie, wiec Chcemy sobie dorobić, żeby przetrwać, a oni nam zabraniają ;/ English freaks ;P Nie wiem co to będzie. The landlord is very nice, but he won’t be if we not pay. Są chwile, gdy jest tyle problemów, a nie widzimy żadnego rozwiązania. Frustracja, tak mógłbym określić to co teraz czuje. I can do nothing, God I realy need Your help! Ktoś mi kiedyś powiedział, że gdy sam nie jesteś wstanie nic zrobić, a wszystko wokół ciebie się wali, wtedy pozwól Bogu działać, a zobaczysz prawdziwe cuda.

Dzień piąty 27/09/07 „Looking for Job”
Dzisiejszy dzień rozpoczął się bardzo chłodno. Wstałem jako pierwszy, włączyłem ogrzewanie i gdy zrobiło się cieplej wszyscy zaczęli się wychodzić ze swoich pokoi jak niedziewiadki ze snu zimowego. Program rozpoczął się o 10.00, a my jak co dzień się spóźniliśmy. Dzisiejszy dzień był pełen atrakcji. Każdy z nas dostał talon na 3 funty, do zrealizowania we wszystkich kafejkach uczelnianych. My odwiedziliśmy piazza’e, ale nie powiem, że jestem zachwycony tym jedzeniem. Zjedliśmy salad & chips i sok do picia. Oprócz tych surówek większość jedzenia do junk food, więc raczej nie będę się tam stołował. O 14.00 uczelnia zorganizowała sport taster. Mogliśmy spróbować różnych rzeczy, które proponuje nam student sport union. Basen, sala gimnastyczna etc., mogliśmy spróbować to za darmo, a jeślibyśmy chcieli korzystać z tego w przyszłości trzeba zapłacić jednorazowo 84 funty ( raz na cały rok). Heh niby tanio, ale szkoda, ze tak drogo :)
Przeszliśmy dzisiaj chyba wszystkie możliwe supermarkety i bary w naszej okolicy w poszukiwaniu pracy. Niektórzy mówili, że nie oferują pracy, inni zaś prosili o CV.
Nie mamy pieniędzy, więc musimy iść do pracy, żeby iść do pracy musimy dać CV, żeby dać CV musimy je wydrukować, żeby wydrukować CV musimy kupić drukarke, żeby kupić drukarke musimy mieć pieniądze, błedne koło. Jutro pójdziemy do centrum może tam się coś dla nas znajdzie.
W końcu znaleźliśmy świetne miejsce dla nas ( w bibliotece), gdzie możemy usiąść sobie i korzystać z laptopów. Siedzieliśmy tam tak długo, aż ochroniarz kazał nam wyjść. Jesteśmy blisko założenia Internetu, wybraliśmy tiscali.co.uk ale nie chcemy mieć 8 MB łącza, wzięliśmy najtańszą opcje – 2 MB :)

Dzien szósty 28/09/07 ”happyend?”
W koncu dowiedzieliśmy się, ze landlord miał racje mówiąc, ze rachunki są drogie. Gas się skończył ;/ Trzeba załadować karte ponownie. Zapowiada się naprawdę ciekawie.
Czyzby moje modlitwy zostały wysłuchane? Klopoty finansowe się skończyły, brzmi to troche nie prawdopodobnie, a jednak. Sam jeszcze nie mogę w to uwierzyć, ale to dzieje się naprawdę. Ja dobrze wiem czyja to zasługa i jestem mu bardzo za to wdzięczny.
Jest też pewna prawidłowość. Gdy jedna rzecz zostaje naprawiona psuje się kolejna. Dzisiaj pokłóciliśmy się w domu dość poważnie. To był po zwykły żart. Jedni potraktowali go poważnie, a kto inny zupełnie odwrotnie. Każdy z nas powiedział dużo niepotrzebnych słów. To naprawdę rani. Gdy patrzę na to z boku, widzę grupę ludzi, którzy po prostu się źle zrozumieli. Każdy z nich ma inny charakter, każdy inaczej odczuwa pewne sprawy. Nikt nie był winny za to co stało się na początku, ale każdy z nich jest odpowiedzialny za to jak tę sprawę zakończy. Próbowaliśmy ją przeprosić, ale każde podanie ręki kończyło się kopnięciem. Cały czas się modliłem, by Bóg pomógł nam tę sprawę rozwiązać. czułem straszny smutek w sercu, czasem pojawiła się łza. Ludzie, którzy się kłócą, niewyjaśniają i nie wybaczają sobie wszystkiego, nie zdają sobie sprawy z tego, że tworzą w swych domach przyczułek dla czegoś złego. Czegoś co da o sobie znać w przyszłości, gdy będzie za późno by to zatrzymać. A tymczasem rośnie sobie cichutko, karmione przez nas samych. Było już po 10.00 pm kiedy w kuchni powiedziała nam, że przeprasza nas za swoje zachowanie, nie mówiła zbyt dużo, ale widziałem łzy w jej oczach. Resztę wieczoru spędziliśmy w czwórkę i wszystko było już ok. Czyżby to był happy end?

Sobota 29.09.2007 "Welcome Pastor"
Sobote spędziłem na obiedzie u małżeństwa Rumuńsko - słowackiego, jadłem borszcz i kurczaka carry :P W zborze przywitali mnie "Welcome Pastor Thomas Mayevski" hehehe. Młodzieży dużo nie było, bo wszyscy pojechali na zjazd na drugi koniec UK;/ Podobno nie mają zespołu muzycznego :) hehehe to zaden problem - będą mieli :D

2nd week - 1st october 2007 “Left behind”
We’ve Got a lot things to do during this week. We’re about to open an account in HSBC, but every time we’re going something happen and we are with nothing. Tomorrow we’ll do that I hope so.
Someone says to me, I can not be in two place in the same time. I have to choose where I want to be. It’s not like to choose area and boundaries, but So what I am supposed to do? Left others behind me?