wtorek, 29 stycznia 2008

It's funny how the world changes sometimes, how the streets you walked your entire life seem darker, colder... How the silence isn't so quite anymore...How the eyes you've barely even noticed now look nothing...but you... How the walk home every night is no longer routine, but victory...And then you begin to wonder..maybe it's not the world that's change... maybe it's just you...

poniedziałek, 28 stycznia 2008

O plastykowych zombi - ciąg dalszy



" Bo kto nie był ni razu człowiekiem,

Temu i człowiek nic nie pomoże"


Bardzo zainspirował mnie ten temat. Można powiedzieć wciągnął... Hehe. Prawie jak badania antropologiczne, może nawet odrobinkę socjologiczne. Jedna rzecz mnie natchnęła, a tu proszę, temat rzeka. Nie będę tłumaczyła tektu, jest po polsku.

Zresztą, jeśli ktoś nie potrafi czytać to niech poćwiczy czytanie ze zrozumieniem- wciąż w gimnazjum to ćwiczymy z uczniami i właśnie na nich, przede wszystkim, opieram swoje badania.

Przechodząc do moich obserwacji, dalej podtrzymuję, że najwyższy czas na wychowanie stresowe. Nawet jeśli tego nie lubimy, wydaje się nam okrutne, to niestety daje najlepsze przygotowanie. Nie mówimy tutaj tak naprawdę o bólu łamiącym człowieka, ani o kukłach, które nic nie czują i ranią, ale o wychowaniu. Nie mozżemy tak wychowywać dzieci. Matka przychodząca do mnie ze słowami: "Niech mi pani pomoże, cokolwiek, proszę ja nie dam rady..." to chyba najlepszy dowód.

Ale czasami jest już za późno. Kilka dni temu naszym małym miastem wstrząsnęła tragedia. Kilku uczniów powiesieło kolegę a następnie pod wiszącym ciałem urządziło imprezę.


Wszyscy pytają kto jest winny!!! Otóż my moi państwo. Niestety plastyk nie ma receptorów czuciowych nie dlatego, że taki chce być. Ale dlatego, że my go takim uczyniliśmy. To smutne, ale tak jest. Kiedy w naszym laboratorium ( pieknej i niedocenionej szkole) przychodzi do czegoś takiego jak zrozumienie, takt, dobroć- spotykamy wrzask, krzyk i płacz dziecka. A to już nie są dzieci. Sami je nimi czynimy, niestety nie pozwalając dorosnąć. Krzywdzimy- każdy doświadczony psycholog stwierdzi, że to choroba. I chociaż alarmują już pisma dookoła, wykłady na uczelniach przedstawiają demoralizację i zło wśród młodzieży- to niestety sami jesteśmy sobie winni. Pozwoliliśmy, aby to gazety i reklamy mówiły jak ma wyglądać i żyć człowiek. W zamian dostaliśmy kukły, raniące, rozwydrzone zombi.

Nasza głupota niestety prowadzi do tego, że nawet jeśli sami staniemy ponad kukłą, wiemy, czujemy zło naszej ignorancji, ono wróci. Bardzo mądry człowiek, R.K.:), że najwiekszym złem jest nasze przyzwolenie na zło. I tak niestety jest. Ożywmy lalki, dajmy im żyć. Dajmy im serca, które powinny mieć. Pokażmy, że zło które czynią jest złem a nie ich kolejnym kaprysem. Zareagujmy zanim będzie za późno!!! Zostawiając ich samym sobie robicie im jeszcze większą krzywdę! Przecież mogą być ludźmi. Pinokio w końcu został. Nie chodzi o to, żeby ich karać i bićż klaps w dzieciństwie by pomógł). Ale zaprzestać tej bezsensownej tolerancji zła. Życia trzeba doświadczyć- czasem jest to trudne, wiem. Nie da się inaczej:

" Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według Bożego rozkazu:
Kto nie doznał goryczy ni razu,
ten nie dozna słodyczy w niebie"

sobota, 26 stycznia 2008

Prawie jak z horroru, pinokio czy zombi?


Nie lubię, kiedy ktoś próbuje skrzywdzić moich najbliższych, bardzo mnie to boli. Nie wiem czemu, ale zawsze znajdzie się jakiś taki ktoś- czasem nawet coś ( bo trudno kogoś bez serca nazwać kimś, prawda?), starające się krzywdzić i ranić innych. Pokora pokorą, ale bez przesady!!!! Rozumiem już nawet obłudników ( mają chopla totalnego, są nawet zabawni) ale całkowity brak taktu, krzywdzenie innych dla przyjemności i satysfakcji to troszkę za wiele. Dokonamy więc sekcji zwłok- skoro to nie człowiek, więc sparwdźmy co to jest to coś.


Zacznijmy od ogólnej postawy- najbardziej dokładna klasyfikacja gatunkowa to lalka, właściwie kukła. Skoro nie ma w niej życia, które daje serce. Mały Pinokio, tyle, że ten chciał być dzieckiem, żywym, mieć serduszko. A tu? Taka myśl się nie pojawia, bo...I tu przechodzimy do resztek czegoś, co nazywamy mózgiem- niestety jest tak skoncentrowany na własnościach i przymiotach odnoszących się do postaci lalki samej w sobie, że nie dopuszcza informacji, iż świat dookoła może uznać coś jeszcze poza tą jedyną i niepowtarzalną lalką, jakich zresztą jest teraz wiele na rynku polskim, dzięki dobrym reklamom telewizyjnym i cudownym gazetką jak chodzić, mówić i wyglądać. To już nawet nie jest "ja" - egoistyczne ego- ale ja ogólne, masowe. Żadnej indywidualności. Nie umie wybierać z tego, bierze wszystko, papkę zupełnie przetworzoną. Skąd ma wiedzieć co i jak? Chce rządzić, pokazywać, ale są to tylko kapryśne zachcianki " ja chcę i już", dziecięce zaspokajanie potrzeb. Branie, wyciąganie rączek.


Nie potrafi zareagować odpowiednio do sytuacji ją spotykającej. Zawsze będzie to reakcja obrażonego dziecka. Płacz, krzyk i wyzwiska. Cóż, dziecko zmienia sie w nastolatka i dojrzewa. Lalka nie ma opcji wzrostu- zatrzymała się w jednym punkcie. My użalimy się nad dzieckiem, ustąpimy mu, powiemy: " Niech już nie płacze, dajmy temu spokój. Dajmy lizaczka i pogłaszczmy po głowie". I jak się okazuje do tragedii doprowadziło nasze zachowanie, gdyż kukłą wychowywana bezstresowo nie doceni uczuć, jakimi włąsnie ją obdarzyliśmy, bo nie ma serca. Rozwydrzy się i cóż doprowadzi do kolejnych płaczów i tak w kółko. A wystarczy jeden odcinek Super Niani, żeby stwierdzić, że to źle wychowane dziecko potrzebuje dyscypliny. Niania nigdy nie bije dzieci- choć nasza kukła zatrzymała się w rozwoju to dzieckiem nie jest. Lalka urosła więc lanie się jej przyda.


Moi drodzy, koniec z bezstresowym wychowaniem! Koniec znoszenia płaczu i wrzasków rozwydrzonych kukieł, to nie las żywych trupów! Dlaczego mamy oglądać horror na co dzień? Nie ma dłuższego znoszenia tych stworów bez serca, to nie ludzie, dlatego, że sami ich tak traktujemy. Pobłażając rozwydrzonej lalce, robimy jej krzywdę. Przeszczep jest możliwy.

Najwyższy czas zacząć wychowywać w stresie! Poboli i przestanie- wszystko co piękne rodzi się w bólu, może któraś kukła wreszcie zostanie człowiekiem, może narodzi sie w niej serce?


piątek, 4 stycznia 2008

Świt, nowy dzień


Moi drodzy czytający.

Ani połowy z pośród Was nie znam nawet w połowie tak dobrze jakbym pragnęła a mniej niż połowę z Was lubię o połowę mniej niż na to zasługujecie.

Oto kolejny, świeży, nowy rok przed nami. Nie wiem jak Wy oceniacie poprzedni rok ale dla mnie wydaje się jakby minęło kilka lat. Nie pamiętam, kiedy tyle się wydarzyło!!! Ten rok obfitował w przeżycia niesamowite, jak żaden inny.

Oczywiście ostatnie dni roku, tradycyjnie i mafijnie:) Tomek, Daniel i Poo. Bez nich to nie byłby Sylwester. Zresztą, żadne spotkanie nie jest pełne gdy ich nie ma. A więc na pewno w tym roku ważna dla mnie była rodzina. Tyle nas spotkało. Śmialiśmy się razem ale i razem przeżywaliśmy chwile trwogi i nerwów. Płakaliśmy na różnych krańcach świata.

Z M. moją kochaną, przeżyłyśmy zawroty głowy, w końcu naszych historii usiał wysłuchiwać cały Green way:) Odeszło też kilka rzeczy, które sprawiały mi radość. Ale trzeba nauczyć się stawiać na to, co jest w życiu najważniejsze, nie warto tracić czasu na wariacje i złośliwości innych ludzi. Szkoda mi Was, bardzo Wam współczuję. Życie jest bardzo krótkie i kruche- na własnej skórze zdołałam się przekonać w tym roku. Przestańmy czytać więcej niż jest napisane- hehe, tam nie ma co się doszukiwać dodatkowych sensu. Te słowa są bardzo jasne- same mają wystarczająco dużo sensu, po co szukać w nich wrogich i ukrytych celów hehehe.

Pojedyncze spotkania pojedynczych ludzi. Siostry H. pozdrówka za istnienie, nawet jeśli dalekie. Podziękowania nawet dla zespołów których muzyki nie lubię!!!! hehehe ale szanuję Was jako osoby i Waszą pracę:) Wiecie o tym. Dla mojego ulubieńca w tym roku, Krystiana, który rozbawił mnie do łez, robiąc z igły największe widły świata. Jesteś świetny i genialny! Numer jeden w kwestii mody- pewien pan o czerwonych trzewikach:)

Radość z sukcesów- najcudowniejsze momenty, obrona upragnionego mgr, pierwsza całkowicie etatowa praca, wyjazdy ( choćby ten szalony camp, tyle uczuć na raz że nie da sie tego tak po prostu opisać, chrzest Cathariny), koncerty (zwłaszcza ten w Wałbrzychu- aleśmy z Cath narozrabiały), ewangelizacje ( Boże prowadzenie nas i odkrywanie darów i talentów, których wcześniej się nie spodziewaliśmy w sobie znaleźć), pomoc w organizowaniu ślubów ( Kochana Iv, miałam dla Ciebie ten plan B, ale jak widać nie był potrzebny:) Justynko i Agnieszko- jeszcze raz gratulacje, bawiliśmy się cudownie)- te wszystkie radości nie byłyby niczym bez udziału rodzinki i przyjaciół. Dla Marcinka podziękowania za inspirację, cóż nie mogłam uczestniczyć w całej tej pracy, ścięło mnie z nóg- hehehe dosłownie- ale dzięki za Wszystko, i przepraszam, że jestem dla Ciebie czasem taka ostra:) Przyzwyczajenie. Bożenko, zamarzająca na Alasce, czekam na Twój przyjazd do naszej pięknej Polski!!!

Jak Narzekać, to narzekam, jak się złościć, to się złoszczę, jak śmiać się, to się śmieję, jak się bawić to się bawić. Bo tak jak mi mądrze mądry człowiek powiedział, jestem mała jak Dzwoneczek i na raz mieszczę w sobie tylko jedno uczucie ale to dobrze, bo przeżywam je całkowicie a nie po trochu. Ale wiadomo, wszystko ma swój czas....;)

I po tych szaleństwach, po ciężkiej drodze, pracy, nowych doświadczeniach nagle zapada noc. Zagubienie, zniechęcenie i zmęczenie. Chwila oddechu, bo wreszcie widzę swoją gwiazdę jasno i wyraźnie, jak nigdy przedtem. Bo oto wstaje świeży dzień, nowy rok, bez złych myśli, nudnych chwil, żadnych złych wspomnień. Dopiero przed nami. Można zacząć od nowa...

Wszystkiego najlepszego! Radości i pokoju ducha. Życzę Wam, żebyście zobaczyli szansę jaką niesie nowy rok, szli do przodu i odważnie a Bóg będzie z Wami! Wstaje bowiem już świt, nowy dzień!